Spotkania z Ajurwedą: praca nas sobą w terapii ajurwedyjskiej (wywiad)

Proszę opowiedzieć nam o sobie.

Nazywam sie Vijay Jain, jestem dyrektorem medycznym w instytucie „Amrit Ayurveda dla zdrowia doskonałego” na Florydzie. Z wykształcenia jestem chirurgiem ogólnym z dużym doświadczeniem w laparoskopii. Praktykowałem jako chirurg przez 40 lat, a kolejne 15 poświęciłem na naukę ajurwedy. Przez ostatnie 5 lat zajmowałem się prawie wyłącznie ajurwedą, a na początku tego roku przeszedłem już ostatecznie na emeryturę z chirurgii.

Chirurg i specjalista ajurwedy to dosyć niekonwencjonalne połączenie, przynajmniej jak na warunki europejskie. Co zainspirowało Pana do zainteresowania się ajurwedą?

Moją inspiracją była niestety konieczność. Zachorowałem na chorobę autoimmunologiczną – stwardnienie rozsiane, które połączone jest ze stanem zapalnym praktycznie wszystkich ważnych mięśni. Znalazłem się na wózku inwalidzkim. To było 25 lat temu. Próbowałem najskuteczniejszych metod medycyny klasycznej w najlepszych klinikach – w Manchester, w Minnesocie. Postawiono mi diagnozę, wypisano sterydy i zlecono chemioterapię oraz zabroniono chodzić, ponieważ prowadziłoby to do uszkodzenia mięśni. Dzięki temu mój stan trochę się poprawił, ale później zaczęły się nawroty choroby i trwało to 9 lat – aż do czasu, kiedy polecono mi metody ajurwedyjskie. Pojechałem więc do Indii i zacząłem praktykować jogę i ajurwedę. Przeszedłem 3-letnią kurację ajurwedyjską, po której choroba ustąpiła definitywnie.

Jak wyglądała ta terapia? Czy była to joga połączona z oczyszczającymi zabiegami panchakarmy?

Praktyka jogi obejmuje 8 części – są to zasady moralne, asany, pranayama, pratyahara i praktyki medytacyjne: dharana, dhyana, samadhi. Te aspekty hatha jogi uczą nas, jak uwalniać blokady emocjonalne. Stwardnienie rozsiane jest chorobą, odnośnie której nie można stwierdzić konkretnej przyczyny, w medycynie konwencjonalnej mówimy o „chorobach idiopatycznych”. Ajurweda mówi, że przyczyna jest w Tobie, Twoje ciało po prostu reaguje na pewne procesy zachodzące w Tobie samym, zabijasz się sam. Według ajurwedy stwardnienie rozsiane wynika z nadmiaru doszy pitta, który prowadzi do uszkodzenia mięśni.Moja terapia zawierała elementy zarówno jogi, jak i ajurwedy – konkretnie zabiegi panchakarmy połączone z rasajanami (toniki regenerujące tkanki), asany i medytacja – to wszystko pomogło mi wrócić do zdrowia. Było to kompleksowe leczenie i to jest bardzo ważny aspekt – wielu ludzi chciałoby dostać lekarstwo na konkretną chorobę i od razu wyzdrowieć. Terapia ajurwedyjska wymaga niesamowitego zaangażowania całej jaźni, inaczej niż medycyna konwencjonalna. W medycynie tradycyjnej idę do lekarza, on przepisuje mi lekarstwo i często symptomy znikają. Ale przez to nie znika choroba jako taka. W jodze i ajurwedzie wymagana jest praca nad sobą, nad własną świadomością. Jeśli ktoś nie jest gotowy do podjęcia tego wysiłku, ani joga, ani ajurweda nie zadziałają.

Co jest według Pana przyczyną tak powszechnych dziś tzw. chorób cywilizacyjnych jak cukrzyca, choroby serca, choroby krążenia, etc.?

Z punktu widzenia ajurwedy stan naszego ciała i umysłu jest rezultatem wszystkich naszych dotychczasowych doświadczeń. To, kim jestem dziś i jaki jest stan mojego umysłu wynika więc z tego, w jaki sposób „zmetabolizowałem” moje doświadczenia życiowe z przeszłości – w moim przypadku z okresu 65 lat. Jeśli chcę coś zmienić, muszę zmienić sposób mojego doświadczania. Moje doświadczenia powinny korzystnie wpływać na stan mojego ciała i umysłu, na moja dharmę, obowiązki, mój cel życiowy. Nieważne, co jest akurat dostępne. W świecie materialnym jest mnóstwo rzeczy, zajęć, wrażeń, ale przecież nie muszę ich wszystkich mieć. Na tym polega medytacja – zajmujesz się wyłącznie tym, co jest dla Ciebie dobre.

Na rynku są setki rodzajów pożywienia, ale czy ja muszę wszystkiego spróbować? Nie, potrzebuję tylko tego, co jest dla mnie dobre. Ciężka praca, która daje pieniądze i satysfakcję, często połączona jest ze stresem, który jest najważniejszą przyczyną chorób cywilizacyjnych. Ale czym tak naprawdę jest stres? To moja reakcja na środowisko zewnętrzne. Jeśli oczekuję czegoś od świata, będę zestresowany. Stres to niespełnione pragnienia, więc jeśli one się zmienią i zostaną dopasowane do moich rzeczywistych potrzeb, nie pojawi się stres. To jest sedno problemu.

Przytoczę przykład: odgrywamy w życiu różne role, ja np. byłem chirurgiem, jestem specjalistą ajurwedy, ojcem, mężem, synem, bratem. Joga uczy nas, że są to tylko role, Ty sam nie jesteś żadną z tych ról, a zarazem jesteś nimi wszystkimi jednocześnie. Ale nie powinniśmy identyfikować się z tymi rolami. Nie tyle jestem chirurgiem, co odgrywam rolę chirurga. Wtedy nie przywiązuję się do mojej roli i do działania. W momencie kiedy zaczynam wierzyć, że jestem chirurgiem, identyfikuję się z tą rolą, społeczeństwo zaczyna ode mnie oczekiwać, abym zachowywał się jak chirurg. Powinienem nosić drogie garnitury, mieć duży dom, jeździć pięknym samochodem, etc. Wtedy muszę bardzo dużo pracować, aby spełnić te wszystkie wymagania, aby społeczeństwo mnie zaakceptowało. I wówczas pojawia się stres. A może ja tak naprawdę w ogóle nie potrzebuję tych wszystkich rzeczy? I nie chodzi tu o to, żeby ich nie mieć, nie odnosić sukcesów, tylko żeby się do nich nie przywiązywać. Bez nich tak samo jestem sobą. Gdy się nie przywiązuję, te wszystkie rzeczy mogą zniknąć, a ja jako Ja pozostaję taki sam. Klucz do zlikwidowania stresu leży więc w tym, aby nie przywiązywać się do swojego działania, do swojej roli.

Jest pan dyrektorem medycznym w Amrit Ayurveda Center na Florydzie. Proszę opowiedzieć nam o stosowanych tam kompleksowych terapiach ajurwedyjskich.

Uważam, że każdy system leczenia ma swoje zalety. Także medycyna konwencjonalna – ona świetnie zajmuje się ciałem fizycznym. Człowiek ma trzy podstawowe ciała – fizyczne, mentalne i duchowe. Medycyna konwencjonalna koncentruje się na ciele fizycznym, więc jeśli złamałbym sobie nogę, poszedłbym do lekarza medycyny tradycyjnej. Nie znaczy to jednak, że samo zaopatrzenie nogi spowoduje uzdrowienie mnie. Ono pochodzi wyłącznie z wnętrza. Rozróżniłbym tutaj dwa pojęcia – leczenie i uzdrawianie. Leczenie polega na usunięciu wszystkich symptomów choroby, uzdrowienie następuje zaś na poziomie prany (energii). Możesz więc umierać na raka, ale jesteś uzdrowiony na poziomie duchowym i to jest najważniejsze.

Aby osiągnąć stan uzdrowienia, potrzebujemy różnych systemów leczenia. Do likwidowania symptomów potrzebujemy medycyny konwencjonalnej, w konkretnych przypadkach możemy potrzebować homeopatii, czasem skuteczniejsze okazują się akupunktura, medycyna chińska czy joga. Najlepiej jest kombinować ze sobą różne metody odpowiednio do indywidualnego przypadku i wtedy powstaje system, który jest znacznie efektywniejszy niż każda metoda z osobna. Ani sama ajurweda, ani sama medycyna konwencjonalna nie mogą rozwiązać wszystkich problemów, dać odpowiedzi na wszystkie pytania, ale jeśli połączymy te metody, powstaje nowa jakość.

Podam przykład: jeśli przychodzi do mnie pacjentka z rakiem piersi, to nie proponuję jej terapii ajurwedyjskiej. Najpierw kieruję ją do chirurga, aby usunął guz. Ale guz jest tylko symptomem. Usuwamy go, ale przyczyna pozostaje. Pacjentka może potrzebować napromieniowania albo chemioterapii, ale to też tylko usuwa oznaki. Podczas leczenia symptomów można zastosować pomocniczo terapię ajurwedyjską, aby wzmocnić odporność tej osoby i dzięki temu zminimalizować efekty uboczne leków. Ale nawet kiedy terapia konwencjonalna zostanie zakończona, przyczyna niezmiennie istnieje, nie została usunięta. A przyczyną choroby nowotworowej jest nagromadzenie toksyn w organizmie, także toksyn emocjonalnych. Dopiero kiedy leczenie konwencjonalne zostanie zakończone, można zająć się przyczynami, stosując jogę i ajurwedę. Oczywiście możemy uczyć pacjentów medytacji także w trakcie terapii farmakologicznej, to zawsze indywidualna sprawa, ale najważniejsze jest kompleksowe podejście do pacjenta. Nie dyskredytujemy żadnej metody leczenia, ale staramy się korzystać z wielu rozwiązań w zależności od indywidualnych potrzeb pacjenta.

Co jest według Pana źródłem zdrowia i spełnionego życia?

Prawdziwym źródłem zdrowia jest połączenie z uniwersalnym polem świadomości. W trakcie medytacji synchronizujemy się z tym polem energii i to daje nam zdrowie. Podczas konferencji definiowałem zdrowie jako „svastra” – gdzie sva oznacza świadomość, a stra – stan, a więc źródłem zdrowia jest stan pełnej świadomości i połączenia z uniwersalnym polem świadomości. Wtedy twoja inteligencja i umysł pracują w taki sposób, że kreują zdrowie. Nie martwisz się tym, co ta czy inna osoba o Tobie myśli, ale jesteś prowadzony przez wyższe „Ja” i wiesz, jakie doświadczenia powinieneś dopuszczać do swego wnętrza, aby pozostać w równowadze. Zdrowie, świętość, jedność – to w gruncie rzeczy to samo. Kiedy jesteś zdrowy, jesteś święty i jesteś w jedności.

Choroba pojawia się, kiedy jesteśmy oddzieleni od pola świadomości, kiedy ego determinuje nasze życie. Utożsamianie się z ego to oddzielenie od naszej prawdziwej jaźni. Zaczynamy wierzyć, że jesteśmy tym, co myślą o nas inni. Przecież wszystko, co wiem o sobie, zostało mi powiedziane przez innych. Rodzice, społeczeństwo mówią: jesteś chirurgiem, jesteś ojcem, jesteś mężczyzną, jesteś kobietą – wszystko, z czym się identyfikujemy, pochodzi z zewnątrz. Kiedy zaczynam w to wszystko wierzyć, tracę połączenie z moim prawdziwym ja, które jest tzw. Świadkiem. I utrata tego połączenia powoduje, że zaczynam działać w taki sposób, aby spełnić oczekiwania otoczenia, społeczeństwa. Tu często zaczyna się choroba.

Pana wykłady w czasie konferencji dotyczyły głównie oczyszczającej kuracji ajurwedyjskiej zwanej panchakarmą. Proszę opowiedzieć nam o tej terapii i jej wpływie na organizm człowieka.

Panchakarma ma zasadniczo jeden podstawowy cel – usunąć przyczynę wielu chorób, czyli zanieczyszczenia z ciała i umysłu. Ale samo usunięcie toksyn nie dotyka jeszcze sedna problemu. Podam przykład: jeśli dom jest źle zbudowany, samo sprzątnięcie go nie zlikwiduje problemów. Należy zmienić konstrukcję. W przypadku człowieka trzeba zmienić jego doświadczanie świata, proces przetwarzania wrażeń zewnętrznych. Powinien nauczyć się odpowiednio odżywiać, reagować na smaki, zapachy, wybierać odpowiednią muzykę, optymalne zajęcia, właściwie przetwarzać wrażenia emocjonalne.

Jeśli człowiek będzie dalej robił to, co dotychczas, doprowadzi do tych samych symptomów, tych samych efektów. Żeby wywołać odmienne rezultaty, trzeba zmienić dostarczane do ciała substancje i wrażenia. To jest cel. Panchakarma jest tylko jednym z wielu elementów tego procesu. Ona przygotowuje nas do zrozumienia wszystkich kolejnych praktyk. Medytacja, pranajama, joga – wszystkie są bardzo ważne. I oczywiście wiedza i świadomość, dlaczego te praktyki są tak istotne. Podsumowując, panchakarma jest tylko jedną z części procesu prowadzącego do uzdrowienia, a nie procesem jako takim.

Jak kwalifikuje się pacjentów do zabiegów panchakarmy? Jakie aspekty są ważne?

Terapie ajurwedyjskie zawsze dobierane są indywidualnie do potrzeb konkretnego pacjenta. Ważna jest konstytucja podstawowa – tzw. prakriti, konstytucja aktualna – tzw. vikriti, ogólna siła i stabilność organizmu. Potrzebujemy dużo siły, aby przejść zabiegi panchakarmy. Bardzo ważne są klimat danego miejsca i pora roku, w której przeprowadzamy terapię, stopień nierównowagi w organizmie, a także stan psychiczny pacjenta. Po analizie tych czynników sporządza się indywidualny protokół dla danego pacjenta. W panchakarmie jest 5 głównych procedur, ale nie wszystkie są stosowane u każdego pacjenta. Np. nasya – płukanie dróg oddechowych ziołami – jest bardzo skuteczna przy usuwaniu toksyn spowodowanych nadmiarem energii kapha. Także vamana, kontrolowane wymioty, stosuje się przy nadmiarze kaphy. Wywoływane biegunki leczą nadmiar energii pitta, a preparaty ziołowe – nadmiar vaty.

Czy ma Pan doświadczenie w stosowaniu panchakarmy u pacjentów onkologicznych? 

Na podstawie moich dotychczasowych doświadczeń uważam, że nowotwory powinny być leczone najpierw w ramach medycyny konwencjonalnej. Nie kwalifikuję pacjenta do zabiegów ajurwedyjskich, jeśli nie przeszedł wcześniej tradycyjnej terapii. Choroby nowotworowe mają wielopłaszczyznowe przyczyny, a leczeniem symptomów najefektywniej zajmuje się medycyna tradycyjna. Joga i ajurweda po prostu nie mają procedur do tych celów. Ale po terapii konwencjonalnej ajurweda może bardzo pomóc – jak już mówiłem, panchakarma oczyszcza organizm z toksyn, jest więc wskazana po leczeniu farmakologicznym. Jednakże bezpośrednio po takiej terapii konieczna jest około 6-miesięczna przerwa, podczas której nie robimy zabiegów ajurwedyjskich. Możemy w tym czasie podawać rasajany – pokrzepiające toniki, aby wzmocnić układ odpornościowy pacjenta. Dobrze działa wtedy joga i pranajama. Po upływie 6 miesięcy można zacząć konkretne zabiegi panchakarmy, aby usunąć z organizmu toksyny. Podsumowując, panchakarma jako taka nie może być lekarstwem na nowotwór, ale może wspierać terapię konwencjonalną i oczyścić organizm z toksyn po przeprowadzonej terapii farmakologicznej.

Czy techniki ajurwedyjskie mogą być stosowane w terapii przed- i pooperacyjnej?

Jeśli chodzi o terapię przedoperacyjną to z powodzeniem stosujemy tzw. protokół RIM (relaksacja, wizualizacja, medytacja). Kombinacja tych trzech technik to tzw. joga nidra. Nidra to sen, a więc chodzi tu o tzw. sen jogiczny. Pacjent słucha mojego głosu, a ja wprowadzam go w stan relaksacji, wizualizacji, medytacji. Jedna sesja trwa około godziny. Zaobserwowałem, że dzięki zastosowaniu tej techniki przed operacją, można znacznie skrócić czas pobytu pacjenta w szpitalu po operacji – np. zamiast 4 dni tylko 2. Pacjent szybciej wraca do zdrowia i często potrzebuje mniej środków przeciwbólowych.

Zaproponowałem też włączanie taśmy z nagraniem w trakcie operacji, wprowadziłem do nagrań głos bliskich osób – np. żony, dziecka – i to bardzo pomaga, bo w czasie znieczulenia nasza podświadomość działa normalnie, tylko świadomość jest wyłączona. Jest to fantastyczna możliwość przekazania pozytywnych komunikatów – np. że operujący chirurg jest świetnym fachowcem, kolejne etapy operacji przebiegają bez problemów, etc. Takie optymistyczne informacje przekazane bezpośrednio do podświadomości prowadzą do szybszej regeneracji po operacji – pobyt w szpitalu jest krótszy, pacjent szybko wraca do zdrowia i potrzebuje znacznie mniej środków przeciwbólowych. Jeśli chodzi o postępowanie pooperacyjne, zależy to od rodzaju przeprowadzonej operacji. Generalnie zabieg chirurgiczny i połączone z nim leczenie farmakologiczne prowadzą do zwiększenia poziomu toksyn w organizmie i zaburzają doszę vata i pitta. Dlatego po upływie około 6 miesięcy po takim zabiegu polecałbym kurację panchakarmy.

Jak często zaleca się przeprowadzanie terapii panchakarmy i jak długo powinna ona trwać? W centrach ajurwedyjskich proponowane są zarówno kuracje kilkudniowe, jak i kilkumiesięczne.

Po pierwsze, nie u każdego stosujemy wszystkie 5 technik oczyszczania, terapia jest zawsze indywidualna. Po drugie, musimy rozróżnić jej dwa rodzaje: terapia dla osoby zdrowej, która chce być jeszcze zdrowsza oraz kuracja dla osoby chorej. Jeśli przyjdzie do mnie zdrowa osoba i mówi, że chce oczyścić organizm i doświadczyć wyższych stanów świadomości, zintensyfikować swoją praktykę jogi i medytacji, to dla takiej osoby wystarczająca jest terapia 5-7-dniowa. I taka kuracja powinna być powtarzana raz na rok lub raz na 2 lata. Żyjąc, absorbujemy i akumulujemy toksyny – są one w wodzie, którą pijemy i w jedzeniu, które spożywamy. Powietrze także zawiera toksyny, więc jeśli regularnie będziemy się z nich oczyszczać, nie będziemy chorować.

W przypadku osoby chorej zależy to od rodzaju i stopnia zaawansowania choroby – może być to np. kuracja 2-tygodniowa powtarzana w regularnych odstępach albo dłuższa na raz – to zawsze kwestia indywidualna. Mam np. pacjenta, który cierpi na ciężką postać zapalenia stawów (arthritis). Jest profesorem medycyny i pracuje na uniwersytecie. Przechodzi on intensywną terapię farmakologiczną – są to nowoczesne leki sterydowe podobne w działaniu do chemioterapii. Ja nie każę mu odstawić leków, ale co 6 miesięcy przeprowadzam panchakarmę i jego zapotrzebowanie na te leki sukcesywnie się zmniejsza. I mam nadzieję, że najpóźniej za 2 lata nie będzie już musiał w ogóle ich brać. Dodatkowo, praktykuje on także jogę i medytację – jest to terapia kompleksowa.

I ten profesor medycyny jest po prostu zachwycony zastosowanym leczeniem. Farmaceutyki powodowały u niego wiele skutków ubocznych i nie wiedział, że istnieją tak efektywne metody leczenia pozwalające zmniejszyć zapotrzebowanie na środki farmakologiczne. Nikt nie powiedział mu, jak ma się odżywiać. Może to wynikać z systemu kształcenia lekarzy – kiedy ja byłem na studiach medycznych mieliśmy pół dnia zajęć dotyczących żywienia. Pół dnia w ciągu 5,5 lat studiów. Nikt nie przekazał nam, że dieta ma ogromny wpływ na zdrowie. Nawet dziś, gdy zapytamy przeciętnego lekarza, jak mamy się odżywiać, odpowie nam, że zdrowo. Ale co to znaczy zdrowo? Proszę jeść dużo warzyw i owoców. Tak, lekarze generalnie nie mają wiedzy o żywieniu. I tu leży wielka siła ajurwedy – uczy nas ona nie tylko co jeść, ale też kiedy, w jakiej postaci i w jaki sposób. A to jest naprawdę bardzo, bardzo ważne.

Podczas wczorajszej wieczornej dyskusji wiele osób było zdziwionych, kiedy powiedział Pan, że należy jeść tylko wtedy, kiedy jest się głodnym.

Tak, to prawda. A to jak często jest się głodnym w dużej mierze zależy od naszej indywidualnej konstytucji, tzw. doszy. Przykładowo dla doszy vata nie są zalecane długie odstępy między posiłkami. Jeśli taka osoba nie czuje głodu, to dałbym jej zioła i przyprawy wzmagające apetyt. Osoba z dominacją tej doszy bardzo szybko chudnie i często nie jest to dobre dla jej zdrowia. Ale osoby z przeważającą doszą pitta lub kapha powinny jeść tylko i wyłącznie wtedy, gdy są głodne.

Generalnie osoby typu kapha powinny jeść 1-2 razy dziennie, osoby typu pitta 3 razy, a osoby typu vata 4-6 razy dziennie. Osoby o konstytucji vata jedzą małe ilości i szybko metabolizują pokarm, więc muszą jeść często, nawet jeśli jest to tylko mała przekąska. Ale dla osoby z przewagą kaphy taka ilość posiłków absolutnie nie jest wskazana.

Oczywiście czasami ciężko jest zachować te zasady – ja sam przez ostatnie dwa tygodnie nie do końca stosowałem się do zasad ajurwedyjskich, ponieważ byłem w podróży. Moja żona i ja jesteśmy wegetarianami, a podróżując nie łatwo jest znaleźć dobre wegetariańskie jedzenie. Jedliśmy więc pizzę, pieczywo i inne niewłaściwe produkty. Ja sam jestem typem kapha i normalnie jem jeden duży posiłek dziennie, rano piję tylko herbatę, a wieczorem zjadam lekką zupę warzywną. Ale jako kapha więcej nie potrzebuję, mam w sobie z natury dużo elementu ziemi i wody. To jest więc najważniejsza zasada, której powinniśmy się trzymać – jeść tylko i wyłącznie wtedy, gdy jesteśmy głodni.

Wracając do podróży – żyjemy dziś w globalnej wiosce, centra ajurwedyjskie powstają na całym świecie i kuszą nas swoimi ofertami. Co jest lepsze z punktu widzenia efektywności oczyszczania organizmu i korzyści zdrowotnych – terapia ajurwedyjska w kraju zamieszkania, w klimacie, do którego przyzwyczajone jest nasze ciało i bez obciążeń długiej podróży (np. w Europie dla Europejczyka) czy też terapia w egzotycznym kraju, w klimacie urlopowym – np. na Sri Lance czy w Indiach?

Ja osobiście praktykowałem obydwa warianty, więc mogę odpowiedzieć także na podstawie własnego doświadczenia. Jednak w moim przypadku było to uwarunkowane chorobą – robiłem 30-dniowe kuracje panchakarmy w ośrodku w południowych Indiach, który specjalizuje się w tej dziedzinie i jest najlepszy w terapii takich chorób jak moja.

Długa podróż to ogromny stres dla organizmu. Europa jest trochę bliżej Indii niż Stany Zjednoczone, to tylko 7-8 godzin lotu, ale mimo wszystko jest to bardzo obciążające. Dlatego jeśli już ma to być w Indiach, rekomendowałbym wyjazd połączony ze zwiedzaniem kraju na przynajmniej miesiąc – na przykład 10 dni zwiedzania, odpoczynek, 10 dni panchakarmy, znów odpoczynek i powrót. Nie polecam rozpoczynania panchakarmy od razu po przylocie, bez czasu na aklimatyzację ani tuż przed wyjazdem. To jest po prostu za duże obciążenie dla organizmu i nie przyniesie dużo korzyści.

Nie ma natomiast nic lepszego niż przeprowadzenie kuracji w kraju, w regionie zamieszkania. To jest naprawdę idealna opcja, pod warunkiem, że jest to panchakarma przeprowadzona przez dobrych specjalistów.

Jak wygląda praktyka jogi w czasie panchakarmy, która sama w sobie jest już obciążeniem dla organizmu? Czy są to raczej ćwiczenia regeneracyjne połączone z medytacją?

To bardzo dobre pytanie. Praktyka jogi musi być dostosowana do potrzeb panchakarmy, przede wszystkim nie robimy wtedy asan wymagających dużego wysiłku. Chodzi bardziej o rozciąganie i uelastycznienie stawów – mamy takie sekwencje składające się z 20-30 ćwiczeń. Poza tym bardzo ważną rolę odgrywa joga nidra, o której mówiłem wcześniej. Moja żona jest certyfikowaną nauczycielką jogi nidra i prowadzi takie godzinne sesje 2 razy dziennie. Łączymy to z medytacją i praktyką pranajamy, są także wykłady. Sam prowadzę seminarium raz dziennie, a nasz nauczyciel Amrit Desai prowadzi wykłady o detoksyfikacji emocjonalnej. Jest to więc bogata oferta na cały dzień, można tak zorganizować sobie czas, że jest się zajętym od rana do wieczora. Jednak jeśli chodzi o wysiłek fizyczny to odradzamy pacjentom jakiekolwiek intensywne formy ruchu. Nie polecamy też oglądania telewizji, czytania maili czy pracy przy komputerze. Chcemy, aby pacjenci mieli możliwość pracy z własnymi blokadami emocjonalnymi. Podczas panchakarmy następuje uwolnienie zablokowanych emocji i chcemy, żeby pacjenci w spokoju mogli to obserwować. Bardzo ważne jest zajęcie się swoim wnętrzem. Kiedy koncentrujemy się na zjawiskach zewnętrznych, nie jesteśmy uważni na to, co dzieje się w naszym wnętrzu. A to jest właśnie to, co powinniśmy robić podczas kuracji panchakarma.

Dziękujemy bardzo za rozmowę!


Wywiad Ewy Strzemeckiej z Vijay Jain, lekarzem, który po wielu latach praktyki chirurgicznej oddał się zgłębianiu i praktykowaniu Ajurwedy.