Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o nauczycielu jogi, ale baliście się zapytać

  • Post category:Joga

czyli list otwarty do ucznia/uczennicy…

To ja, twoja nauczycielka jogi. Spotykamy się mniej lub bardziej regularnie na sali. Raz uda mi się przybyć wcześniej i wtedy witam cię „anielskim (tak mi się wydaje) uśmiechem”, innym znowu razem przybiegam zdyszana, z rozwianym włosem, „rzutem na taśmę” rozwijam matę i słowami „przepraszam – był korek” zaczynam zajęcia.

Żeby zaoszczędzić czas, już w domu nakładam na siebie strój sportowy, więc jeśli czasem zdarza mi się przybyć w stroju innym niż dres, wprawiam cię tym faktem w prawdziwą euforię (ona jest kobietą!). Nawet przedszkolaki, widząc mnie pewnego razu ubraną „w strój nie do ćwiczeń”, wykrzyknęły: nasza pani joga ma sukienkę! i zastygły w niemym zdumieniu. A nieme (nieme!) zdumienie u dzieci w wieku przedszkolnym to prawdziwa rzadkość. Trzeba naprawdę czynu niebanalnego, żeby ten efekt osiągnąć i jam to uczyniła!

Na co dzień spotykam się z opinią, że moje życie zawodowe to jeden nieustanny relaks. No ba! Jakżeby inaczej! Wszak zawodowo robię to, co większość ludzi czyni po pracy w ramach rozrywki. Tyle tylko, że oni za to płacą, a ja… pieniądze za to dostaję. Nie dość więc, że przychodzę sobie poćwiczyć, pouśmiechać się, podzwonić dzwoneczkami, to jeszcze na tym zarabiam! Czy można chcieć więcej? Czy jest ktoś jeszcze, komu płacą za relaksowanie się? Prawdziwe Eldorado!

Tymczasem prawda jest nieco bardziej banalna, chociaż… tak! To prawda! Praca z tobą to ogromna radość! Nie znaczy to jednak, ze satysfakcja z góry jest do niej przypisana. Niestety, to nie działa w ten sposób.

Zdarza się więc, że pojawiam się na sali, tak jak ty, przytłoczona codziennymi problemami: kłopotami rodzinnymi, podatkami, aroganckim kierowcą, który zajechał mi drogę, nieuprzejmym urzędnikiem, który potraktował mnie jak potencjalnego złodzieja, upiornym sąsiadem imprezującym za ścianą mojego mieszkania do bladego świtu. Nie mogę cię jednak obarczać tymi frustracjami, bo masz własne i na jodze chcesz o nich zapomnieć.

Bywa, że szwankuje mi zdrowie i najnormalniej w świecie bardzo źle się czuję. Moja menstruacja czy chore korzonki to jednak nie twoje zmartwienie. Robię więc wszystko, by nie wpłynęły one na jakość naszej pracy i by nikt ich nie zauważył. Nieraz widzę w twych oczach przekonanie, że kto jak kto, ale nauczycielka jogi nie tyje, nie starzeje się, nie cierpi na lumbago, nie złości się, nie irytuje. Hm, spuśćmy na to zasłonę milczenia 

Nie ma możliwości, bym utrzymała się z pracy w jednym miejscu, więc każdego dnia prowadzę zajęcia na kilku różnych salach. W moim przypadku są to właściwie różne miasta, między którymi muszę przemieszczać się szybko i w pośpiechu. Tak spędzam czas między zajęciami: w samochodzie, w korku, na skrzyżowaniu. Ale to przecież nie twój problem, więc staram się, byś nie zauważył tego pośpiechu i zmęczenia.

Dążę do tego, by każda godzina praktyki zaspokoiła potrzeby każdego z was. Wchodząc na salę, przyglądam się waszym minom, postawom, obserwuję nastroje i wyłapuję (albo i nie  ) ewentualne problemy, by za kilka minut zaproponować takie ćwiczenia, które sprawią, że poczujecie się lepiej. Podobnie jest w czasie zajęć. Nieustannie przyglądam się wam, by nie przeoczyć objawów złego samopoczucia, zapobiec kontuzjom i innym przykrym incydentom. Na początku każdego spotkania przypominam, co prawda, że masz ćwiczyć na miarę swoich możliwości, że w każdej chwili możesz odmówić wykonania ćwiczenia i przerwać je. Wiem jednak, że często dajesz się ponieść ambicji, że zapominasz o uważności, że zdarza ci się przecenić swoje możliwości, więc „stoję na straży” twojego bezpieczeństwa, bo czuję się odpowiedzialna: za ciebie i twoje zdrowie.

Dlatego też każdą wolną chwilę poświęcam na doskonalenie się i douczanie. Weekendy to czas szkoleń, seminariów, warsztatów. Jeżdżę więc do różnych miast i uczę się, by być na bieżąco i by zapewnić ci prawdziwie dobry rozwój. To też czas mojej własnej praktyki, na którą (nie ma się czym chwalić) w ciągu tygodnia jakże często brakuje mi po prostu czasu.

Kiedy na zajęciach ćwiczę równo z wami, narażam się na zarzut, że za mało skupiam się na grupie. Jeśli przeciwnie: nie ćwiczę w ogóle tylko kieruję waszą praktyką, prowokuję wątpliwości, czy aby w ogóle potrafię zrobić to, czego sama wymagam. Tak źle, a tak niedobrze… Od zarzutu, że nauczyciel się popisuje do krytyki, że niewiele umie krótka wiedzie droga. I nigdy nie wiadomo, kiedy przekroczy się tę cienką magiczną linię.

Jedni uczniowie życzą sobie widzieć we mnie normalną kobietę, która ma ograniczenia i nie wszystkie ćwiczenia wykonuje doskonale.  Innym znów marzy się instruktorka idealna (czyli na pewno nie ja!). A prawda jest taka, że umiem sporo, ale nie wszystko. Że są asany dla mnie trudne lub niemożliwe do wykonania. Ale to nie znaczy, że nie mogę cię ich nauczyć. Nie wyobrażasz sobie, jaka to radość: widzieć, że uczeń przerasta nauczyciela! To nie frustruje, jak mówią niektórzy! To dodaje skrzydeł!

I choć może trudno w to uwierzyć, bywa, iż muszę bronić się przed zarzutami służenia obcej wierze (sic!) i przynależności do (uwaga!) sekty. Uwierz, nie zawsze starcza mi poczucia humoru, by tłumaczyć, że na zajęciach z jogi nie oddaje się czci żadnym bóstwom i że wcale nie czuję się ani kapłanką, ani szamanką, ani żadnym guru!

No tak… Czy nadal twierdzisz, że bycie nauczycielem jogi to piękna praca?

Jeśli tak, to masz rację! Nauczanie jogi to cudowna profesja! Nie muszę nikogo nienawidzić, z nikim rywalizować, nikogo naciągać, nikogo krytykować czy oceniać! Zarabiam na życie na swój sposób kochając każdego mojego ucznia, szanując go, pomagając mu i ciesząc się jego sukcesami. Właściwie niczego lepszego nie mogę sobie wyobrazić. Nikt nie musi przychodzić na moje zajęcia i jeśli pojawia się na nich, to z własnej woli.

Tak, mam cudowny zawód i to ty sprawiasz, że jego wykonywanie ma sens. Jeśli uznasz, że godna jestem zaufania i powierzysz mi swój problem, to czuję się jak wybraniec Boga. To zaufanie jest jak odznaczenie czy zaszczytny tytuł – ciąży, ale dodaje skrzydeł!

Nie bój się poszukiwań. Nie bój się polemik. Nigdzie nie jest napisane, że musisz zgadzać się ze mną we wszystkim. Nie pozwól, bym cię ograniczała i jeśli zdecydujesz odejść, zrób to. Wystarczy, że zachowasz w pamięci nasze wspólne doświadczenia. Nie jesteś moją własnością, więc masz prawo rozwijać się i poszukiwać.

Na koniec zdradzę ci sekret. Nie tylko ty uczysz się ode mnie. Każdego dnia ja uczę się od ciebie. I rozwijam się właśnie dzięki tobie.

Jeśli więc nadal upierasz się przy twierdzeniu, że nauczanie jogi jest szczęściem, to cóż… nie zaprzeczę.

Pozdrawiam cię,

Szczęściara